Korzystając po raz kolejny z ciekawej promocji Ryanair, postanowiliśmy wybrać się na kilka dni do Izraela. Początkowo plan był taki, żeby jechać tam na sylwestra, ale znalazłem bilety za 80 zł tuż przed świętami, więc postanowiliśmy zrobić sobie sylwestra kilka dni wcześniej. Dołączyła do nas jeszcze siostra Marty - Monika i w trzyosobowym składzie ruszyliśmy na podbój Izraela.
Po czterogodzinnym locie wysiedliśmy na lotnisku Ovda, niedaleko Ejlatu. Kontrola graniczna przebiegła szybko i sprawnie i już chwilę później siedzieliśmy w autobusie do Ejlatu. Przez cały nasz pobyt korzystaliśmy z przejazdów autobusami Egged, które są wygodne, punktualne i mają bardzo przejrzysty cennik i rozkład jazdy, co bardzo pomogło w planowaniu podróży.
W Ejlacie spędziliśmy całe popołudnie i wieczór. Połaziliśmy po centrum, posiedzieliśmy chwilę na plaży i ogólnie jaraliśmy się pogodą, bo 25 stopni i słońce to bardzo fajna odskocznia od obecnej aury w Polsce. W międzyczasie rozkminialiśmy nasz plan podróży. Początkowo mieliśmy jechać na 2 dni do Jerozolimy, jednak ze względu na prognozowane deszcze, postanowiliśmy zostać dłużej na południu.
Tak więc, następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano i ruszyliśmy na pustynię Negew, do Red Canyon. Byliśmy tam jednymi z pierwszych turystów, więc mogliśmy podziwiać w spokoju piękno tego miejsca. Kanion nie jest zbyt długi, ma może ze 150 metrów, więc przeszliśmy go dwukrotnie. Pierwszym razem byliśmy niemal zupełnie sami, poza jedną grupką lokalsów, którzy byli bardzo spokojni. Drugim razem było już kilka grup rozwydrzonych dzieciaków i wrażenia były już zupełnie inne. Dlatego warto wybrać się tam jak najwcześniej, zanim zjadą się tam autokary z turystami. O dziwo, wejście do kanionu jest darmowe, więc tym bardziej warto się tam wybrać, będąc w okolicach.
Po ponownym przejściu kanionu zrobiliśmy jeszcze ośmiokilometrowego loopa po pustyni i wróciliśmy na drogę, aby złapać autobus powrotny do Ejlatu. Zanim jednak przyjechał autobus, szybciej złapaliśmy stopa. Zatrzymała się bardzo sympatyczna para z Polski, Ania i Grzesiek, którzy również zwiedzali Red Canyon, a następnie jechali do Timna Park. Postanowiliśmy więc jechać z nimi. Wspólna podróż była bardzo wesoła. Razem zwiedziliśmy Timna Park, który zrobił na wszystkich bardzo duże wrażenie. Generalnie, cała sceneria pustyni Negew do złudzenia przypominała mi parki narodowe Arizony i Utah. Śmialiśmy się, że Izrael to USA w pigułce. Red Canyon to młodszy brat Antylope Canyon w Arizonie, natomiast w Timna Park były elementy Monument Valley, Arches National Park, czy Goblin Valley State Park, ze słynnymi formacjami skalnymi (grzybkami), zwanymi „hoodoo”. Po powrocie do Ejlatu pojechaliśmy wszyscy razem na zakupy do supermarketu, nakupiliśmy humusu i browarów i razem spędziliśmy bardzo miły wieczór przy basenie.
Następny dzień zapowiadał się równie ciekawie. Wstaliśmy jak zwykle wcześnie rano i ruszyliśmy na północ, w kierunku Jerozolimy. Po drodze zatrzymaliśmy się na kilka godzin nad Morzem Martwym, w Ein Bokek. Morze Martwe to najbardziej zasolone jezioro na świecie, co sprawia, że wyporność jest tak duża, że można sobie leżeć na wodzie i czytać książkę, bo nie da się tam utonąć. Dodatkowo, Dead Sea położone jest w największej depresji na świecie, -430 metrów pod poziomem morza. Pływanie, a raczej unoszenie się na wodzie Morza Martwego było bardzo fajnym doświadczeniem.
Morze Martwe
Następnie ruszyliśmy do Jerozolimy. Na północy pogoda znacznie się zmieniła. O ile w Ejlacie i Ein Bokek było słońce i około 25 stopni, to w Jerozolimie przelotny deszcz i 9 stopni. Pogoda nie napawała optymizmem i chęcią na zwiedzanie miasta, ale, jak się za chwilę okazało, pogoda ta była dla nas zbawienna. Z powodu przelotnych deszczów, było bardzo mało turystów i miejsca, do których z reguły trzeba stać w kilkugodzinnych kolejkach, świeciły pustkami. W ten sposób, bez żadnej kolejki, zwiedziliśmy Bazylikę Grobu Świętego, Ścianę Płaczu, przeszliśmy się Drogą Krzyżową i generalnie spacerowaliśmy po wąskich uliczkach starego miasta bez ścisku. Gdy następnego dnia zobaczyliśmy kolejkę do Ściany Płaczu wiedzieliśmy, że mieliśmy mega szczęście z tą pogodą.
Brama Damasceńska
Miejsce, gdzie został wbity krzyż
Kamień namaszczenia
Grób Jezusa
Ściana płaczu
Droga Krzyżowa
Następnego dnia znów mieliśmy zacząć wcześnie, niestety od samego rana padał deszcz. Gdy tylko przestało padać, ruszyliśmy pod Bramę Damasceńską, gdzie znajdował się dworzec autobusowy. Mieliśmy wciąż wystarczająco dużo czasu, gdyż autobus powrotny do Ejlatu mieliśmy dopiero o 15:00. Postanowiliśmy więc pojechać do Betlejem. Betlejem leży na terenie Palestyny, więc było to ciekawe doświadczenie przejechać na drugą stronę wielkiego muru, dzielącego Izrael od Palestyny. W Betlejem zwiedziliśmy Bazylikę Narodzenia Pańskiego, Grotę Mleczną, a następnie przeszliśmy przez miasto, w kierunku przejścia granicznego Checkpoint 300. Mieliśmy okazję zobaczyć ogromny mur z ciekawymi graffiti, a samo przejście na drugą stronę muru było też ciekawym doświadczeniem. Wróciliśmy do Jerozolimy, pochodziliśmy jeszcze chwilę po starym mieście i ruszyliśmy na dworzec autobusowy, skąd odjeżdżał nasz autobus do Ejlatu.
Bazylika Narodzenia Pańskiego
Miejsce narodzenia Jezusa
Gwiazda Betlejemska
Grota Mleczna, gdzie schroniła się Maryja z Jezusem
Mur oddzielający Izrael od Palestyny
Rano ruszyliśmy na lotnisko, bez większych problemów przeszliśmy kontrolę graniczną (przyczepili się jedynie do mojej pieczątki z Malezji) i spokojnie wróciliśmy do Polski. Był to krótki, ale bardzo intensywny wyjazd. Zobaczyliśmy więcej niż planowaliśmy. Izrael zaskoczył mnie ilością atrakcji turystycznych. Żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu, bo chętnie ponurkowałbym jeszcze w Morzu Czerwonym, którego rafa koralowa uchodzi za jedną z najlepszych na świecie. Będzie to jednak motywacja, żeby wrócić pewnego dnia w tamte strony, a dokładniej do Jordanii, bo chętnie oprócz nurkowania odwiedziłbym jeszcze Petrę. A tymczasem zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a tuż po świętach czeka nas kolejny wyjazd. Już 27 grudnia lecimy na… KUBĘ!!!
Bałkany od zawsze były na liście moich celów podróżniczych w kategorii "road tripów". Chyba nie ma lepszej opcji zwiedzania tej części Europy niż własnym samochodem. Korzystając z okazji, że mieliśmy chwilę wolnego od remontu, postanowiliśmy to wykorzystać i ruszyliśmy na Bałkany trip 2024 😊. Była to też dobra okazja, żeby podbić licznik odwiedzonych krajów. W dwa tygodnie odwiedziłem 5, a Marta 6 nowych krajów.
Po długiej przerwie, wreszcie przyszedł czas na kolejną podróż. Tym razem lecimy z żonką na rajskie Malediwy! 😀 Bilety Wizzair'em na trasie Kraków → Abu Dhabi → Male zabukowałem już na początku roku w super promocji za 1600 zł od osoby. Loty ustawiłem tak, żeby spędzić 9 dni na Malediwach i 4 dni w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W bonusie będziemy więc mieć zwiedzanie Dubaju, który również był dla mnie długo wyczekiwaną destynacją.
Po wspaniałym czasie spędzanym na rajskich Malediwach, wróciliśmy do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie czekał nas czterodniowy postój, przed powrotem do Krakowa. Czas ten w większości postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzanie Dubaju.
Po 24 godzinnej podróży autobusem docieramy do miasteczka Foz do Iguaçu. Przed nami jeden z 7 cudów świata nautry - wodospady Iguazu. Dojeżdżamy do miasteczka popołudniu i postanawiamy, że jeszcze tego samego dnia odwiedzimy wodospady od strony brazylijskiej. Decyzja podyktowana była faktem, że zbliżało się załamanie pogody i jutrzejszy dzień miał być ostatnim słonecznym dniem, który chcieliśmy przeznaczyć na zwiedzanie wodospadów po stronie argentyńskiej. Pogoda w Brazylii w ogóle nas nie rozpieszczała, musieliśmy więc zmieniać plany na bieżąco.
Podróż po Nepalu rozpoczynamy od Kathmandu. Mimo, że jest to najbardziej zatłoczone i brudne miasto w tym kraju, to po przylocie z Indii dało się odczuć nadzwyczajny spokój. Nagle nikt nie trąbi bez powodu, ludzie nie zaczepiają Cię na każdym kroku i nie próbują oszukać na kasę, nie proszą o zdjęcia (co dla mnie jest wciąż niewyjaśnioną zagadką, po co hindusom zdjęcia z białymi?). Kathmandu zostawiamy sobie na koniec, a tego dnia idziemy tylko na kolację i do spania, ponieważ rano mamy autobus do parku narodowego Chitwan.
Komentarze
Prześlij komentarz