Peru cz.1 - Machu Picchu



Jesteśmy w Peru. To już ostatni, piąty kraj Ameryki Południowej, jaki odwiedzimy podczas tego tripa. Ostatni, wcale nie znaczy najgorszy. Wręcz przeciwnie. Spędzimy tu ponad 2 tygodnie, a Peru ma tyle do zaoferowania, że spokojnie można by tu spędzić 2 miesiące! Na początek zaglądnęliśmy do Puno nad jeziorem Titicaca. Był to jednak krótki, półdniowy stopover, bo przyjechaliśmy tu w południe z Copacabany, a wieczorem wsiedliśmy w nocny autobus do Cuzco.
Zdecydowaliśmy się nie zostawać tutaj na noc, bo mamy dużo ciekawszych miejsc do zobaczenia, a czas płynie nieubłaganie. Przez te pół dnia połaziliśmy po mieście, po promenadzie wzdłuż jeziora Titicaca, na punkt widokowy na wyspy Uros, który okazał się niewypałem, chociaż sam spacer był bardzo przyjemny, a wieczorem poszwendaliśmy się po weekendowym, nocnym markecie, ciągnącym się wzdłuż drogi przez kilometr. Na markecie można było kupić najróżniejsze owoce i warzywa po bardzo niskich cenach. Zrobiliśmy więc małe zapasy i ruszyliśmy w drogę do Cuzco.









Dojechaliśmy do Cuzco. Spędziliśmy tutaj tylko jeden dzień, ale jeszcze tu wrócimy. Chcieliśmy jak najszybciej dostać się do Aguas Calientes, skąd rozpoczyna się trekking na Machu Picchu. Na ten dzień czekaliśmy od początku naszej wyprawy! Ale po kolei.
Do Aguas Calientes można dojechać drogim pociągiem, albo dużo taniej busem do Hidroelectrica, a poźniej 10 km z buta wzdłuż torów kolejowych. Oczywiście wybraliśmy drugą opcję. Spacer wzdłuż torów był przyjemny, pogoda dopisała, więc nie ma na co narzekać. Dotarliśmy do Aguas Calientes i tu szok. W środku dżungli odwalone mega fajne miasteczko, pełne luksusowych hoteli i restauracji. Mieliśmy zabukowany jeden hotel, jednak z niego zrezygnowaliśmy i skorzystaliśmy z oferty z ulicy. Dostaliśmy duży pokój z panoramicznym widokiem na rynek i góry za cenę trzykrotnie niższą niż na bookingu. Takie uroki podróżowania poza sezonem. 










Następnego dnia rano ruszyliśmy zdobywać Machu Picchu. Kupiliśmy droższe bilety z wyjściem na Machu Picchu Mountain. Do przejścia mieliśmy 5.5 km i ponad 1000 m przewyższenia. Duża wilgotność sprawiała, że spacer zamienił się w dość wymagającą wspinaczkę. Gdy zameldowaliśmy się na szczycie Machu Picchu Mountain, cała góra skąpana była w chmurach i zaczął padać deszcz. Byliśmy jednak na to przygotowani i spokojnie przeczekaliśmy złą pogodę. Po jakimś czasie chmury zaczęły ustępować, a naszym oczom ukazała się cała dolina, góry i w oddali Machu Picchu. Widok był niesamowity. Po ponad godzinie spędzonej na szczycie, zeszliśmy na dół, do ruin Machu Picchu. Był to ten widok, na który czekałem od dawna. Nagle, moje największe podróżnicze marzenie się spełniło! Skorzystałem z tej, jakże wyjątkowej chwili i oświadczyłem się Marcie.. and she said YES!!
































Ponad godzinę wpatrywaliśmy się w ruiny Machu Picchu, robiliśmy setki zdjęć, a następnie zeszliśmy do samego miasta, podziwiając z bliska, jak Inkowie, za pomocą prymitywnych narzędzi, z wielką precyzją zbudowali miasto na szczycie góry. Coś niesamowitego! Bez cienia wątpliwości Machu Picchu zasługuje na miejsce na liście 7 cudów świata i to, jak dla mnie, w ścisłej czołówce. 





 





































Po całym dniu spędzonym na Machu Picchu, tuż przed zmrokiem zeszliśmy do Aguas Calientes, wzięliśmy prysznic i poszliśmy do pobliskiej, włoskiej restauracji, na kolację zareczynową. Powiedziałem kelnerowi o naszej okazji, a ten, po kolacji, zrobił nam mega niespodziankę. Puścił naszą ulubioną piosenkę i w towarzystwie właścicielki i wszystkich kelnerów przynieśli nam pyszny deser z napisanymi po polsku życzeniami "Gratulacje przyszli małżonkowie"!! Nie obyło się bez literówki, ale w końcu jesteśmy w środku dżungli w Peru, więc można im wybaczyć haha.




Następnego dnia czekał nas powrót do Cuzco, czyli najpierw 10 km z buta z powrotem do Hidroelectrica, a poźniej długa i męcząca podróż busem do Cuzco. Tym razem pogoda niedopisała i całe 10 km szliśmy w deszczu. Jednak wcale nam do nie przeszkadzało. Cieszyliśmy się bardzo, że odwiedziliśmy Machu Picchu dzień wcześniej i mieliśmy super pogodę. Przez całego tripa mamy szczęście z pogodą. Najwidoczniej Marta sprawdza się w roli amuletu pogodowego. Oby wytrzymała do końca.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bałkany 2024

Malediwy

Dubaj, ZEA

Wodospady Iguazu, Brazylia - Argentyna

Nepal