Boliwia cz.2 - La Paz i Copacabana



Po dojechaniu do Uyuni, zdecydowaliśmy się zatrzymać tu na noc, żeby trochę się zregenerować, bo ostatni tydzień na pustyni Atacama i na boliwijskim Altiplano dał nam mocno w kość. Spędziliśmy w mieście 1.5 dnia, jednak było to aż za dużo czasu, gdyż w Uyuni nie ma nic ciekawego. Poszwendaliśmy się trochę po mieście i wieczorem wskoczyliśmy do autobusu. Kierunek → La Paz.
Po nocy spędzonej w autobusie dojechaliśmy do La Paz. W okolicach La Paz jest kilka ciekawych atrakcji, a jedna z nich szczególnie mi się spodobała. Jest to zjazd rowerem przez Jungas Road, zwaną Drogą Śmierci. Jest to 63 kilometrowy odcinek drogi o różnicy wzniesień ponad 3500 metrów, prowadzącej przez góry, gdzie najwyższe klify sięgają 450 metrów! Dopóki, 10 lat temu, nie wstrzymano tamtędy ruchu samochodowego, ginęło tam ok. 200-300 osób rocznie. Teraz z drogi korzystają głównie rowerzyści, bo jest to jedna z najpopularniejszych atrakcji turystycznych w regionie. Wciąż zdarzają się wypadki i podobno ginie tam rocznie około 8 turystów.
Przejazd Drogą Śmierci, w deszczu, przez wodospady, rzeki, osuwiska ziemi, trudną technicznie nawierzchnię i cały czas siedząc przewodnikowi na ogonie, był mega dawką adrenaliny i super zabawą!






















Wracając do samego La Paz, miasto jest bardzo ciekawie zabudowane. Jednokolorowe, ceglane budynki, wkomponowane w otaczające je góry, robią największe wrażenie, spoglądając na nie z góry. A jest to bardzo łatwe do osiągnięcia, bo wystarczy wsiąść to tutejszego środka komunikacji. La Paz to pierwsze miasto, jakie odwiedziłem, gdzie zamiast tramwajów czy metra, za środek komunikacji służy system kolei linowych otaczających całe miasto. Jak dla mnie jest to największa atrakcja La Paz. Poza tym, jest Kościół San Francisco, Market Czarownic, jakieś niby ciekawe uliczki, ale nie zrobiły na mnie większego wrażenia.
Generalnie La Paz jest fajne na jeden dzień, żeby pojeździć gondolami i zobaczyć miasto z góry, a robi to naprawdę duże wrażenie. My spędziliśmy tutaj 2 dni, zaliczając jeszcze Drogę Śmierci. Ja chciałem jeszcze zdobyć sześciotysięcznik Huayana Potosi, ale Marta wymiękła, więc ruszyliśmy dalej na połnoc, do Copacabany.



























Copacabana to mała miejscowość nad jeziorem Titicaca, które jest najwyżej położonym jeziorem żeglownym na świecie. Byliśmy trochę sceptycznie nastawieni do Copacabany, po naczytaniu się negatywnych opinii w internecie na temat komercji w tym mieście. My mamy jednak zupełnie odmienne zdanie. Copacabana i sąsiadująca z nią Isla del Sol (Wyspa Słońca) zrobiły na nas mega wrażenie. Najpierw, z samego rana ruszyliśmy promem na Isla del Sol. Jest to święte miejsce Inków. Według ich wierzeń, to właśnie tutaj narodziło się słońce. Na wyspie panuje konflikt pomiędzy dwoma plemionami i cała północna i środkowa cześć wyspy jest zamknięta dla turystów. Spędziliśmy kilka godzin spacerując po szlakach na południu wyspy i podziwiając przepiękne widoki. Czas płynie tam bardzo wolno, jest to świetne miejsce na relaks. 














Backpacker level Pro

























Późnym popołudniem wróciliśmy do Copacabany, zjedliśmy obiad, kupiliśmy butelkę wina i ruszyliśmy na pobliskie wzgórze na zachód słońca. Widok ze szczytu był niesamowity. Był to jeden z lepszych dni podczas całego tripa, a Copacabana i Isla del Sol zostaną na długo w naszej pamięci.








To już ostatnia miejscowość w Boliwii na naszej trasie. Ale ten czas leci! Przed nami ostatni kraj na trasie South America Trip - Peru. Jest to bardzo ciekawy i zróżnicowany kraj, więc czeka nas jeszcze mnóstwo atrakcji. A już za kilka dni odwiedzimy, wg. mnie, najciekawszy z 7 cudów świata - Machu Picchu!! Będzie się działo!






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bałkany 2024

Malediwy

Dubaj, ZEA

Wodospady Iguazu, Brazylia - Argentyna

Nepal