Malezja


Drugim krajem na mojej drodze przez Azję była Malezja. Granicę przekroczyłem drogą morską, z Koh Lipe na Langkawi. Była to bardzo spontaniczna decyzja, a czas na Koh Lipe bardzo intensywny, więc nie ogarnąłem zupełnie nic o Langkawi i płynąłem tam w ciemno. Z drugiej strony, byłem też przesycony imprezami i pięknymi plażami, więc postanowiłem nic nie zwiedzać na tej wyspie, tylko trochę odpocząć. Jedyną atrakcją było wieczorne wyjście na nocny market, gdzie przez godzine nie spotkałem żadnego białego człowieka i to właściwie ja byłem atrakcją dla lokalsów do tego stopnia, że kilka dziewczyn zrobiło sobie ze mną selfie.






Spędziłem tam tylko jeden dzień i ruszyłem do punktu docelowego, czyli George Town na wyspie Penang. Po przyjeździe ruszyłem na poszukawanie hostelu i przypadkowo poznałem dwójkę polaków, Bartka i Olę z którymi szybko się zaprzyjaźniłem. Bartek jest dziennikarzem więc uwielbia rozmawiać, a że w Azji byli już wiele razy, to mieli o czym opowiadać. Miałem tego dnia pozwiedzać trochę miasto, ale jak usiedliśmy przy piwku ok 17, tak zasiedzielismy się prawie do północy. W międzyczasie przyszła mega ulewa i zalała bar, ale nam to nie przeszkadzało, żeby dobrze się bawić.
Drugiego dnia ruszyłem na zwiedzanie miasta, a konkretnie na poszukiwanie słynnych Street Arts. Są to stare malowidła na murach, często wykorzystujące też różne przedmioty do przedstawienia jakiejś historii. Uzbrojony w mapę i gps ruszyłem niczym Indiana Jones na poszukiwanie skarbów. Nie było to wcale łatwe zadanie, bo niektóre z nich były dobrze schowane i musiałem pytać lokalsów o drogę. Ale w końcu się udało i znalazłem wszystkie Street Arty zaznaczone na mapie. Była to naprawdę fajna zabawa. Następnie poszedłem na obiad do przydrożnej knajpy, aby spróbwać lokalnych potraw. Oczywiście znów, jako jedyny biały, byłem atrakcją turystyczną i wszyscy się na mnie gapili. Ale jedzenie mieli super, więc w ogóle mi to nie przeszkadzało.



























To był mój ostatni dzień podróży solo. Następnego dnia udałem się do stolicy Malezji – Kuala Lumpur, gdzie spotkałem się z Dorotą i razem kontynuowaliśmy podróż przez kolejne 3 miesiące, przez Malezję, Singapur, Wietnam, Loas, Kambodżę i Ukrainę.
Malezja jest mieszanką trzech kultur – Malajskiej, Chińskiej i Indyjskiej i każda z nich ma do zaoferowania w stolicy kilka ciekawych atrakcji.
Zwiedziliśmy m.in. Chinatown, Little India, Batu Caves i chińską świątynię Thean Hou Temple. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak symbol Malezji, czyli wysokie ma 452 metry, bliźniacze wieże Petronas Towers. Szczególnie po zmorku prezentują się imponująco. Wracaliśmy tam dwukrotnie, aby podziwiać piękno tych wież oraz odbywających się pod nimi pokazów fontann. Dzięki zaradności Doroty, przez cały ten czas woziliśmy się taksówkami niemal za darmo. Zafascynowaliśmy się też kuchnią indyjską i to właśnie tam lądowaliśmy codziennie na obiad.























Po bardzo ciekawych trzech dniach spędzonych w Kuala Lumpur ruszyliśmy dalej na południe, do Singapuru. Postanowiliśmy urozmaicić sobie trochę podróż i zdecydowaliśmy się jechać autostopem. Okazało się, że austostop w Malezji działa bardzo sprawnie i dojechaliśmy do celu szybciej niż zajęłoby nam to autobusem. Trasę 350 km przejechaliśmy 3 samochodami, a ich łapanie w sumie zajęło mniej niż pół godziny. Ponadto jedna z rodzin zabrała nas na obiad, a także zaoferowała nocleg w Kuala Lumpur, gdy następnym razem tam będziemy. Jak widać, autostop w Malezji jest mega prosty, a ludzie bardzo uprzejmi i pomocni.



Tym sposobem przejechałem całą Malezję z północy na południe i dotarłem do Singapuru. Już wkrótce relacja z tego wspaniałego państwa-miasta.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bałkany 2024

Malediwy

Dubaj, ZEA

Wodospady Iguazu, Brazylia - Argentyna

Nepal