Boliwia cz.1 - Salar de Uyuni
Wczesnym rankiem podjeżdża pod nasz hostel bus i zabiera nas na granicę chilijsko - boliwijską. Tam, na wysokości ponad 4500 metrów, przechodzimy odprawę celną, jemy przygotowane dla nas śniadanie, pakujemy się w podstawiony samochód Toyota Hilux i ruszamy w trzydniową wycieczkę przez boliwijskie Altiplano.
Opcja wycieczki trzydniowej była dla nas idealna, bo kończyła się w Uyuni w Boliwii, skąd mogliśmy ruszyć dalej na północ. Zanim jednak ruszyliśmy na tour, musieliśmy wybrać firmę, z którą pojedziemy. Wybór nie był łatwy, bo w San Pedro de Atacama jest ich mnóstwo i mają różne oferty. Po małym researchu zdecydowaliśmy się na firmę Expediciones Estrella del Sur i był to świetny wybór. Jedzenie było wyśmienite, noclegi super, szczególnie drugi, w hotelu solnym, kierowca też był bardzo spoko. Do tego, ponadprogramowo, zobaczyliśmy wschód słońca na Salar de Uyuni!! Ale o tym opowiem później.
Po przekroczeniu granicy ruszamy na pierwszy dzień intensywnego zwiedzania Altiplano. W samochodzie razem z nami jadą dwie pary - z Francji i Anglii. Tego dnia odwiedzamy piękne, kolorowe laguny, m.in. Laguna Blanca i Laguna Verde, zobaczyliśmy też gejzery i jeziora termalne, w których mogliśmy popływać. Temperatura na zewnątrz trochę nas jednak zniechęciła.
Następnie pojechaliśmy na obiad a po obiedzie została wisienka na torcie - słynna Laguna Colorada, gdzie żyje ok. 15 000 flamingów. Po bardzo intensywnym dniu, późnym wieczorem dojechaliśmy do hotelu, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Hotel znajdował się na wysokości ok. 4800 m.n.p.m. i sporo osób cierpiało na chorobę wysokościową. My dzięki aklimatyzacji na Atakamie nie mieliśmy żadnych problemów.
Drugi dzień był równie intensywny. Po śniadaniu ruszyliśmy na pustynię Siloli, na zwiedzanie różnych formacji skalnych, kanionów i oaz. Był to dzień zupełnie inny od poprzedniego, może trochę mniej spektakularny, ale myślę, że takie dawkowanie emocji było bardzo przemyślane, bo następnego dnia czekała nas prawdziwa petarda. Na noc zatrzymaliśmy się w wiosce Puerto Chuvica, w hotelu wykonanym niemal całkowicie z soli. Hotel zrobił na nas bardzo duże wrażenie. Po kolacji przyszedł do nas kierowca - Paul i zapytał, czy chcemy jechać na wschód słońca w Salar de Uyuni! Nie było tego w programie wycieczki, więc byliśmy bardzo zaskoczeni, ale na decyzję nie musiał długo czekać. Podekscytowani poszliśmy spać, bo czekała nas pobudka o 2:30 w nocy.
Budzimy się w środku nocy, pakujemy rzeczy i ruszamy w totalnej ciemności w kierunku pustyni solnej. Niebo rozświetlone jest milionami gwiazd, które były wyjątkowo dobrze widoczne. Po około 2 godzinach jazdy dojeżdżamy na Salar de Uyuni. Jeszcze nic nie widać, jest zupełnie ciemno, słychać tylko wodę pod kołami samochodu. Nagle stajemy i kierowca mówi, że jesteśmy na miejscu. Wysiadamy z samochodu na kilkucentymetrową warstwę wody. W głębi duszy cieszymy się, że mamy nasze buty trekingowe, które idealnie zdają egzamin. Anglicy w swoich adidasach totalnie przemaczają stopy i po pięciu minutach wracają do samochodu. My, mimo przeraźliwego zimna, zostajemy na zewnątrz, bo niebo zaczyna się rozjaśniać i naszym oczom ukazuje się widok nie z tej ziemi. Ogromne lustro wody i idealne odbicie światła sprawia, że czujemy się, jakbyśmy lewitowali w powietrzu. Tego uczucia nie da się opisać słowami. Spędzamy w tym miejscu około godziny, robimy setki zdjęć, a gdy słońce wyszło już wysoko ponad horyzont, ruszyliśmy na śniadanie do restauracji na środku pustyni solnej, rzecz jasna, zrobionej z soli. Tu znajduje się też pomnik informujący, że w ty miejscu dobył się rajd Dakar, a także słynne miejsce z flagami państwowymi. Odnajdujemy flagę Polski i robimy sobie sesję zdjęciową. Po śniadaniu o ogrzaniu się ruszamy w inne miejsce na pustyni, gdzie czeka nas sesja zdjęciowa z wykorzystaniem perspektywy. Tutaj prawdziwą kreatywnością wykazał się nasz kierowca, który wyciąga różne gadżety i robi nam niesamowite zdjęcia. Później łączymy siły z inną grupą turystów i robimy bardzo fajny filmik. To był, jak dotąd, najlepszy moment podczas naszego tripa po Ameryce Południowej.
Po kilku godzinach, trzeba się pożegnać z Salar de Uyuni. Ruszamy dalej w drogę. Zatrzymujemy się jeszcze w małej miejscowości Colchani, gdzie kupujemy souveniry oraz na cmentarzysku pociągów, a następnie jedziemy do Uyuni, gdzie kończy się nasza wycieczka. Te trzy dni, a szczególnie ostatni na Salar de Uyuni, zapamiętamy do końca życia!
Wróć do: San Pedro de Atacama, Chile |
Czytaj dalej: Boliwia cz.2 - La Paz |
Komentarze
Prześlij komentarz