Joshua Tree National Park, California


W końcu zaczęła się nasz przygoda z Parkami Narodowymi. Powoli zaczynam już jednak tęsknić za Pacyfikiem. Gdy tylko wjechaliśmy w głąb kontynentu, klimat szybko zaczął się zmieniać. Poranek przywitał nas ponad 30 oC, koło południa na termometrze było już 40 oC. Jest mega gorąco!
Pierwszym Parkiem Narodowym na naszej drodze był Joshua Tree National Park. Zanim tam jednak dojechaliśmy, mieliśmy krótki postój w Palm Springs. Nic tam jednak ciekawego nie ma, zrobiliśmy sobie jedynie zdjęcie z ogromnym pomnikiem Marilyn Monroe, przeszliśmy się po „Alei Gwiazd” i ruszyliśmy w drogę. Zanim wjechaliśmy do parku odwiedziliśmy Visitor Center, gdzie kupiliśmy Annual Pass na wszystkie Parki Narodowe w USA za $80 na samochód. Tak więc, za $20 na osobę mamy wejściówki do wszystkich Parków Narodowych oraz Parków Krajobrazowych na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Taki karnet zwróci nam się już po 3-4 parkach, a my mamy ich przed sobą duużo więcej.
W Visitor Center dostaliśmy również mapę parku oraz informacje, co warto zobaczyć. Ogólnie Joshua Tree NP nie jest taki duży i wielkiego szału tam nie ma, ale jest to zdecydowanie coś innego od tego, co do tej pory widzieliśmy. Znajdują się tam ciekawe formacje skalne oraz drzewka Joshua, od których pochodzi nazwa parku.
Przygodę z Joshua Tree NP zaczęliśmy od Hidden Valley, gdzie wybraliśmy się na jednomilowy trekking wśród ciekawych skał. Wydoki były bardzo ładne. Niedaleko od Hidden Valley znajdowała się Baker Dam, tama zbudowana w 1900 roku. Zdjęcie na mapce było ciekawe, więc liczyliśmy na fajne widoki. Gdy, po ponad milowym trekkingu doszliśmy do celu, oczom naszym ukazał się widok, który najlepiej skomentował Vito: „To są k.. jakieś kpiny”. Chyba nie muszę nic więcej pisać. Szału nie było.
Ruszyliśmy dalej w drogę, aby po niespełna godzinie dotrzeć do Keys View, punktu widokowego położonego na wysokości 1581 m. Widok z tego miejsca był zdecydowanie najlepszym punktem programu. Gdzie nie spojrzeć, rozciągały się przepiękne widoki na wielką pustynię położoną na wzgórzach i dolinach San Andreas Fault.










Z tego miejsca udaliśmy się już w stronę wyjazdu z parku. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Jumbo Rocks na szybką sesję z ciekawymi formacjami skalnymi. Było już niestety dość późno, więc odpuściliśmy ostatni punkt, trzymilowy szlak Fortynine Palms Oasis. Udaliśmy się do miejscowości Barstow na nocleg. Po drodze, w miejscowości Bagdad, wjechaliśmy na słynną Route 66, legendarną autostradę prowadzącą od Chicago do Los Angeles. Na tym fragmencie prowadzi ona przez pustynię i przez całą trasę nie widzieliśmy żadnego samochodu. O godzinie 21 było wciąż 32 oC, więc gdyby nasz „Żuk” tam stanął, byłoby niewesoło. Dojechaliśmy jednak szczęśliwie do motelu i zmęczeni idziemy spać, by nabrać siły na jutrzejsze atrakcje – Ghost Town oraz Sequoia National Park. Jedziemy na północ w nadziei, że będzie trochę chłodniej.




Wróć do: San DIEGO
Czytaj dalej: Yosemite

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bałkany 2024

Malediwy

Dubaj, ZEA

Wodospady Iguazu, Brazylia - Argentyna

Nepal