Carlsbad Caverns National Park, New Mexico
Kontynuujemy podróż przez Stany Zjednoczone Ameryki. Po opuszczeniu
Yellowstone udaliśmy się z powrotem na południe. Przed nami kilka
tysięcy kilometrów, aż do Zatoki Meksykańskiej na południu USA. W ciągu
trzech dni zrobiliśmy ok 2500 km.
W tym czasie odwiedziliśmy Denver oraz
Colorado Springs w Stanie Colorado, a także Taos i Santa Fe w Nowym
Meksyku. Nie były to jednak najciekawsze
miejsca, w jakich byliśmy i śmiało mogę pominąć ich opis. Jedynym
miejscem godnym uwagi był most Rio Grande Gorge Bridge w okolicy
indiańskiego miasteczka Taos, którego stalowa konstrukcja zawieszona
jest 200 m nad kanionem rzeki Rio Grande. Widok z góry był bardzo
ciekawy, a fakt, iż przejeżdżające samochody wywoływały drgania mostu
powodował fajny dreszczyk emocji. Poza tym odwiedziliśmy stare,
indiańskie pueblo w Taos, jednak niewiele różniło się ono od polskich
wiosek.
Następnie udaliśmy się na White Sands National Monument, na który
osobiście czekałem z dużą ciekawością. White Sands to w rzeczywistości
największa na świecie pustynia gipsowa, pokryta dużymi wydmami białego
gipsu. Miejsce było ciekawe, ale niestety nie mogliśmy zostać tam zbyt
długo. Jak to na pustyni bywa, było niesamowicie gorąco. Tego dnia padł
rekord temperatury podczas naszego tripa. Termometr w Dodge’u wskazał ..
+47 oC!! Nigdy wcześniej nie miałem okazji doświadczyć
takiej temperatury i muszę przyznać, nie było lekko. Do tego biała
powierzchnia pustyni odbijała promienie słoneczne co niemal
uniemożliwiało otworzenie oczu bez okularów przeciwsłonecznych.
Spędziliśmy na pustyni niecałe dwie godziny i mieliśmy serdecznie dość.
Udaliśmy się do Sunspot National Solar Observatory –
Obserwatorium Astronomicznego, jednak nie trafiliśmy najlepiej, bo nie
dość, że trafiliśmy na gradobicie, to jeszcze największy teleskop był w
konserwacji. Naszą wizytę ograniczyliśmy jedynie do odwiedzenia muzeum i
ruszyliśmy dalej. Swoją drogą, ciekawe to doświadczenie, gdy w ciągu
kilku godzin pogoda zmienia się tak diametralnie, z ponad 30 stopniową
amplitudą temperatury. Przejeżdżając przez kolejne Stany Ameryki,
kilkakrotnie mogliśmy już doświadczyć tak gwałtownej zmiany klimatu.
Kolejnym ciekawym punktem, gdzie zatrzymaliśmy się
również na nocleg, było miasteczko Roswell. Wielu z Was zapewne wie, z
czego słynie Roswell. Otóż, podobno 7 lipca 1947 roku rozbiło się tutaj
UFO. Teorii na ten temat jest wiele i do tej pory sprawa nie została
wyjaśniona. Jedno jest pewne – tajemnicza katastrofa odcisnęła swoje
piętno w historii tego miasteczka i corocznie przyjeżdżają tu tysiące
fanatyków teorii UFO. My również chcieliśmy poznać ciekawe teorie
związane z Obcymi. Udaliśmy się więc do Muzeum UFO, gdzie mogliśmy
zapoznać się z dokładnym przebiegiem zdarzeń od momentu rzekomej
katastrofy UFO, a także wieloma innymi przykładami kontaktu z
pozaziemską cywilizacją. Każdy ma o tym swoje zdanie. Ja uważam, że to
jedna, wielka ściema.
Szczerze mówiąc, Roswell trochę nas rozczarowało.
Spodziewaliśmy się większego rozmachu i obecności kosmitów na każdym
kroku. W rzeczywistości w Roswell jest jedynie muzeum i kilkanaście
sklepików z kiczowatymi gadżetami z kosmitami.
Ruszyliśmy dalej, aby tego samego dnia zdążyć na
jaszcze jedną, zaplanowaną atrakcję – jaskinie w Carlsbad Caverns
National Park. Był to zdecydowanie najlepszy akcent ostatnich dni.
Jaskinie znajdują się ok. 230 m pod ziemią. Można zjechać tam windą, lub
zejść 1,5 milowym szlakiem. Na dole mogliśmy podziwiać bardzo fajne
formacje skalne, stalagmity, stalaktyty itd. Dodatkowym plusem był fakt,
iż w jaskini było dość zimno, co przy towarzyszącej nam od kilku dni
temperaturze ponad +35 oC, było miłym ukojeniem.
Po wizycie w jaskiniach Carlsbad Caverns udaliśmy się
znów w długą, nocną podróż na południe. Tym razem do pokonania mieliśmy
ponad 800 km do San Antonio. Wjechaliśmy tym samym do Texasu,
dwunastego już Stanu na naszej trasie.
W San Antonio długo nie pobawiliśmy, bo nie ma tam
wiele ciekawego. To jednak nieistotne. Istotny jest fakt, że
dojechaliśmy od Zatoki Meksykańskiej i zaczyna się nowy rozdział na
naszym tripie. Pierwsze wrażenie – woda w zatoce jest idealna, ma 30 oC. Jednocześnie na liczniku naszego Dodge pękła okrągła liczba 20 000
km, odkąd wyruszyliśmy na North America Trip z Edmonton. Jest to już
całkiem pokaźna liczba, a wciąż mamy wiele kilometrów do pokonania. Nie
ma lipy, jedziemy dalej.
Przed nami przejazd Południowym Wybrzeżem USA, wzdłuż
Zatoki Meksykańskiej, gdzie czeka na nas wiele pięknych plaż i mega
imprezy. Pokażemy Wam, że po wschodniej stronie USA też można się dobrze
bawić.
Wróć do: Yellowstone NP |
Czytaj dalej: Zatoka Meksykańska |
Komentarze
Prześlij komentarz