Gulf of Mexico, Texas, Louisiana


Przygodę z Zatoką Meksykańską zaczęliśmy w miejscowości Corpus Christi. Przed wjazdem do miasta przywitała nas optymistyczna informacja na tablicy świetlnej: „Hurricane season is here, be prepared”. Temperatura wciąż utrzymuje się na poziomie +35 oC, do tego jest bardzo wilgotno i duszno. Woda w zatoce ma z kolei temperaturę ok. +30 oC – typowy, karaibski klimat.
Zdecydowaliśmy się przyspieszyć nieco naszą podróż, aby jak najszybciej dostać się na Florydę, gdzie czekają na nas piękne plaże. Plażowanie jest chyba jedyną rozsądną opcją w taką pogodę. Zwiedzanie miast nie przynosi wielkiej frajdy, ze względu na nieznośną wilgotność powietrza.
W Corpus Christi spędziliśmy tylko jeden dzień, a następnie udaliśmy się na południe, do South Padre Island, pod samą granicę z Meksykiem. Niestety, byliśmy bardzo rozczarowani tym miejscem i zostaliśmy tam tylko jeden dzień. Było niewiele ludzi, nic się nie działo, plaże też nie zachwycały swoim urokiem. Następnego dnia ruszyliśmy więc z powrotem na północ, do Houston.




W Houston mieliśmy zaplanowaną jedną atrakcję – NASA’s Johnson Space Centre. W Centrum Kosmicznym NASA mogliśmy zobaczyć kilka bardzo ciekawych miejsc i eksponatów, zapoznać się z dokładną historią podboju kosmosu, wszystkimi misjami nadzorowanymi z tego miejsca, a także poznać plany związane z dalszą eksploracją kosmosu. Osobiście najbardziej podobało mi się Mission Control Center, z którego nadzorowane były wszystkie misje Gemini, Apollo oraz Space Shuttle, w sumie 41 misji. Poza tym mogliśmy podziwiać olbrzymią rakietę Saturn V, która w nienaruszonym stanie leży w ogromnym hangarze i jest jedną z największych atrakcji Centrum Kosmicznego. Rakieta nigdy nie została wystrzelona w kosmos ze względu na przerwanie programu NASA. Inną ciekawostką są eksponaty w Muzeum, jak np. kapsuła Apollo 17, trochę przypalona po przejściu przez atmosferę :), czy Rover – pojazd, który jeździł po księżycu. Jeśli kogoś interesuje tematyka podboju kosmosu, jest to pozycja obowiązkowa podczas wizyty w okolicach Houston. Na mnie NASA’s Johnson Space Centre zrobiło ogromne wrażenie i z niecierpliwością czekam na wizytę w kolejnym ośrodku NASA – NASA’s Kennedy Space Center w Cape Canaveral na Florydzie.










Po opuszczeniu NASA’s Johnson Space Centre, udaliśmy się do downtown Houston, połaziliśmy chwilę po mieście i ruszyliśmy w nocną jazdę na wschód. Do pokonania mieliśmy ok 600 km do Nowego Orleanu. Nowy Orlean jest stolicą Stanu Louisiana – trzynastego z kolei, który odwiedziliśmy.
New Orleans – kolebka Jazz’u, położone jest na bagnistych terenach w delcie rzeki Missisipi. To właśnie miasto ucierpiało najbardziej w 2005 roku, po przejściu Huraganu Katrina, kiedy to uszkodzone zostały wały przeciwpowodziowe i 80% miasta zostało zalane przez otaczające je wody rzeki Missisipi oraz jeziora Pontchartrain. Po tej tragedii nie ma już śladu, choć wciąż niektóre dzielnice miasta są zamknięte dla mieszkańców.
W New Orleans spędziliśmy jeden dzień, podczas którego zwiedziliśmy słynne French Quarter z tętniącą życiem ulicą Bourbon Street, a także Riverwalk. Miasto słynie również z cmentarzy, gdzie znajdują się sporej wielkości grobowce. Nas ten temat jednak nie jara, więc cmentarz zwiedziliśmy jedynie przejazdem. Co zrobiło na mnie wrażenie w tym mieście, to wielopoziomowe autostrady, które są nie lada wyzwaniem dla kierowców, gdyż, nawet z GPS’em, ciężko było ogarnąć, w którą stronę jechać. Znajduje się też tutaj jeden z najdłuższych mostów na świecie – Lake Pontchartrain Causeway. który ma 38,5 km i łączy oba brzegi jeziora Pontchartrain. Mieliśmy okazję nim jechać, opuszczając Nowy Orlean.




Tymczasem ruszyliśmy dalej na wschód, do Florydy pozostało już tylko 500 km. Po drodze przejechaliśmy przez Missisipi i Alabama – kolejno czternasty i piętnasty Stan na naszej trasie. Najwyższy czas zobaczyć najpiękniejsze w Ameryce plaże i najlepsze imprezy. Florida.. we’re coming.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bałkany 2024

Malediwy

Dubaj, ZEA

Wodospady Iguazu, Brazylia - Argentyna

Nepal