West Coast, Florida


Jesteśmy na Florydzie!! Przygodę z tym, najbardziej imprezowym Stanem rozpoczęliśmy w miejscowości Pensacola. Jest to jednocześnie, szesnasty już Stan USA na naszej trasie. Floryda słynie z pięknych plaż. Postanowiliśmy, śladami Pawła z interameryka.com prześledzić 10, jego zdaniem, najpiękniejszych plaż Florydy.
Pierwszą z nich była plaża Pensacola Beach na wyspie Santa Rosa Island. Jak tylko wysiedliśmy z samochodu od razu dało się odczuć zupełnie inny klimat. Już nie jest tak duszno i wilgotno jak w Teksasie czy Luizjanie. Wprawdzie wciąż jest gorąco, lecz delikatna bryza znad zatoki sprawia, że zupełnie nie czuć tej temperatury i jest naprawdę przyjemnie. Na Pensacola Beach po raz pierwszy zetknęliśmy się ze śnieżnobiałym piaskiem, który w połączeniu z lazurową wodą Zatoki Meksykańskiej prezentował się bardzo egzotycznie. Takie widoki, a nawet lepsze, towarzyszyć nam będą przez najbliższe kilka tygodni pobytu na Florydzie. Plan na Florydę mamy bowiem bardzo prosty – leżeć leniwie, całymi dniami na plaży i nic nie robić. Uwierzcie mi.. to uczucie jest zajebiste!
Na Pensacola Beach spędziliśmy wieczór i poranek następnego dnia, a następnie udaliśmy się na kolejną plażę na liście – Panama City Beach. Po drodze minęliśmy kilka bardzo fajnych miasteczek, jednak nie zatrzymywaliśmy się tam, gdyż mamy wystarczająco napięty plan na Florydzie. Gdybyśmy chcieli zatrzymać się na każdej, pięknej plaży, spędzilibyśmy tutaj co najmniej miesiąc.







Panama City Beach – niekończący się pas białego piasku z jednej strony otoczony wodami Zatoki Meksykańskiej, z drugiej zaś pasmem hoteli. Klimat podobny do tego z Cancun w Meksyku. Jednocześnie było tu dużo więcej ludzi niż na Pensacola Beach, dlatego znacznie bardziej nam się podobało. Zostaliśmy na plaży do zachodu słońca, a następnie ruszyliśmy w ponad 600 km, nocną jazdę do miejscowości Tampa. W tej okolicy znajdowały się trzy plaże, które chcieliśmy odwiedzić.
Pierwszą z nich była Clearwater Beach, jak można się domyślić, w miejscowości Clearwater. Przed wejściem na plażę stał duży znak, dumnie informujący, że jest to najlepsza plaża na Florydzie w 2013 r. Jak się później okazało, taki znak stoi przy co drugiej plaży, więc należy brać te informacje z przymrużeniem oka. Plaża w Clearwater nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród dotychczas odwiedzonych, ale również w niczym im nie ustępuje. Ciężko jest sklasyfikować poszczególne plaże w rankingu, większość z nich stoi na równym, bardzo wysokim poziomie.
Na następny dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie numeru 1 w rankingu, plaży w Caladesi Island State Park. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że „wyspa” Caladesi połączona jest z Clearwater Beach i można dostać się tam na nogach. Aby to zrobić, trzeba jednak przejść ponad 5 km wzdłuż pięknej, białej i co najważniejsze, niemal bezludnej plaży. Po drodze minęliśmy dosłownie kilku turystów, widzieliśmy natomiast setki żywych muszli, a nawet, kilkadziesiąt metrów od brzegu, delfiny. Spacer po takiej plaży był czystą przyjemnością i po nieco ponad godzinie, dotarliśmy do celu – plaży znajdującej się na północnym krańcu wyspy Caladesi. Choć plaża była bardzo fajna, a szczególnie znajdująca się kilkanaście metrów od brzegu mielizna, woda natomiast bardzo ciepła, wręcz gorąca, z temperaturą grubo powyżej 30oC, czuliśmy się trochę rozczarowani. A to za sprawą zdjęć w internecie, które prezentowały ją jako iście rajską i bezludną. W rzeczywistości było inaczej – nie była ani rajska, ani bezludna. Było tam sporo turystów, którzy dostali się tam łodzią z sąsiedniej, zagospodarowanej wyspy – Honeymoon Island. Źle jednak nie było i kilka godzin chilloutu minęło bardzo przyjemnie. Następnie udaliśmy się w drogę powrotną, już nie tak przyjemną, bo zmęczenie dawało o sobie znać.











Kolejnego dnia udaliśmy się na plażę o wdzięcznej nazwie Siesta Beach, znajdującą się na Siesta Key, w pobliżu miejscowości Sarasota. Dwie rzeczy odróżniają ją od pozostałych, odwiedzonych do tej pory plaż. Po pierwsze, piasek jest tak drobny i miękki, że ma się wrażenie, jakby chodziło się po mące. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak puszystym piaskiem na plaży i jest to bardzo duży plus dla Siesta Beach. Dodatkowo, na plaży było dużo młodzieży, a co za tym idzie, wiele pięknych dziewczyn, co również ma duży wpływ na ogólną ocenę plaży.
Wieczorem udaliśmy się na oddaloną o ok 200 km wyspę Sanibel, która słynie z tego, że można znaleźć tam piękne muszle. Poszukiwania należało rozpocząć wcześnie rano, zanim ubiegną nas inni poszukiwacze skarbów oceanu. Aby nie przespać tego momentu, postanowiliśmy, pierwszy raz, przenocować się na plaży. Rozłożyliśmy się na leżakach hotelowych, dookoła palmy, w górze księżyc w pełni i niemal bezchmurne niebo – klimat rewelacyjny. Niestety nie trafiliśmy najlepiej, bo w tym czasie był przypływ i nie znaleźliśmy żadnych ładnych muszli. Mimo to czas nie należał do straconych, pierwsza noc na plaży zaliczona.
Wcześnie opuściliśmy wyspę i skierowaliśmy się w stronę Everglades National Park. Pojechaliśmy tam aby zobaczyć aligatory. Cały teren parku stanowią moczary, które w rzeczywistości są bardzo wolno płynącą rzeką, porośniętą wysokimi trawami. Główną atrakcją Everglades są właśnie aligatory oraz krokodyle, które upodobały sobie podmokłe tereny parku. Tuż przy granicach parku rozlokowanych jest pełno firm, oferujących tzw. Airboat Tours. Wszystkie mają zbliżoną ofertę, my więc, całkiem przypadkowo, wybraliśmy Firmę Everglades Safari Park. Za $23/os zostaliśmy zapakowani na łódkę, która napędzana ogromnym śmigłem, z potężnym hukiem zawiozła nas na wody Everglades, gdzie mogliśmy zobaczyć dom aligatorów i krokodyli w całej okazałości. Następnie udaliśmy się na Aligator Show, gdzie treser pokazał kilka sztuczek z tymi zwierzętami i opowiedział trochę o ich budowie ciała i trybie życia. Dowiedzieliśmy się m.in. że aligatory są zupełnie niegroźne dla ludzi, gdyż po prostu nie jedzą naszego mięsa. Poza tym odwiedziliśmy małe muzeum i coś w rodzaju ZOO. Na całym terenie Everglades Safari Park zobaczyliśmy kilkanaście aligatorów i krokodyli, było więc sporo okazji do zrobienia im zdjęcia. Szczerze mówiąc, Everglades nie zrobił jednak na mnie wielkiego wrażenia. Czegoś tu zdecydowanie zabrakło, pytanie tylko – czego?

















To jednak nie koniec atrakcji na Florydzie. Dojechaliśmy do Miami, najbardziej imprezowego miasta USA. Do Miami jeszcze wrócimy, a tymczasem jedziemy na sam koniec Florydy. Przed nami Key West.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bałkany 2024

Malediwy

Dubaj, ZEA

Wodospady Iguazu, Brazylia - Argentyna

Nepal