Key West, Florida
Kontynuujemy zwiedzanie Florydy. Dojechaliśmy w końcu do Miami, na wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Już tylko jedna, wielka woda, dzieli nas od Europy. W Miami zostaliśmy tylko jeden dzień, ale jeszcze tu wrócimy. Tymczasem skierowaliśmy się na południe, na archipelag wysp Florida Keys. Po drodze mieliśmy w planie odwiedzić jeszcze Coral Castle Museum, zamek zbudowany z koralowca. Miejsce to owiane jest dość dużą tajemnicą. Otóż zbudowane zostało przez niejakiego Edwarda Leedskalnina, który twierdził, że do budowy zamku użył specjalnej techniki, zwanej antygrawitacją, tej samej, dzięki której powstały piramidy w Egipcie, Machu Picchu w Peru, czy Stonehenge na Wyspie Wielkanocnej. Tematyka jest bardzo ciekawa, jednak cena za wejście do muzeum skutecznie nas zniechęciła.
Ruszyliśmy dalej, przed nami Karaiby. Na archipelagu spędziliśmy 3 dni, podziwiając piękne, lazurowe wybrzeże
Zatoki Meksykańskiej oraz Oceanu Atlantyckiego.
Florida Keys to archipelag składający się z około 1700 wysp koralowych,
tworzących łańcuch długości 240 km. Główne wyspy, aż do Key West,
połączone są autostradą Overseas Highway z licznymi mostami, w tym
najdłuższym – Seven Miles Bridge. Pierwszego dnia dojechaliśmy do
miejscowości Marahton, mniej więcej w połowie drogi do Key West. W tej
miejscowości znajduje się jedna z ładniejszych plaż na Keys, Sombrero
Beach.
Na następny dzień wybraliśmy się na
snorkeling do John Pennekamp Coral Reef State Park. Rezerwacji
dokonaliśmy dzień wcześniej i wybraliśmy się z firmą Ocean Divers na
wyspie Key Largo. Cała zabawa zajęła nam ok 4 godzin, podczas których
mogliśmy zanurkować z rurką w dwóch różnych miejscach na rafie
koralowej. Widoki pod wodą były rewelacyjne, wspaniała rafa i mnóstwo
kolorowych ryb. Ponadto mi udało się wypatrzeć płaszczkę, a Wolcziemu
rekina. Był to zdecydowanie najlepszy akcent naszej wyprawy na Florida
Keys. Na noc wróciliśmy do Marathonu.
Ostatni dzień zaczęliśmy od przejechania
słynnego Seven Miles Bridge. Dojechaliśmy do Bahia Honda State Park.
Plaże w Bahia Honda niczym szczególnym się jednak nie wyróżniały, poza
tym, że musieliśmy zapłacić za wjazd. Spędziliśmy tam ok godzinę i
ruszyliśmy, w końcu, do słynnego Key West. Rzeczywistość jednak szybko
zweryfikowała nasze oczekiwania wobec tej wyspy. Okazało się, że jest
tam jedna wielka komercha, kilka niby atrakcji za które kasują po
kilkanaście dolców za wjazd. Miało być imprezowo, a tu same rodziny z
dzieciakami. Na Key West mieliśmy przeznaczone półtora dnia, jednak
zdecydowaliśmy się pozostać tylko do zmroku, następnie wróciliśmy do
Marathonu na nocleg, a następnego dnia rano, udaliśmy się w drogę
powrotną do Miami.
Pogoda ostatnimi dniami trochę gra nam na nosie, niebo jest zachmurzone,
z przelotnymi burzami. Rozpoczął się wprawdzie sezon huraganów i nie
powinno nas to dziwić, ale jesteśmy przecież na Słonecznej Florydzie,
więc come on! Miami również przywitało nas deszczem, ale mimo to ludzi
na ulicach było sporo. Widać, że to miasto żyje 24h na dobę, niezależnie
od pogody. Połaziliśmy kilka godzin po mieście, m.in. słynnej Ocean
Drive i pojechaliśmy do hotelu, aby przygotować się na rejs. Jutro
bowiem płyniemy na Bahamy! Oby przez najbliższe dni pogoda była dla
nas bardziej łaskawa.
Komentarze
Prześlij komentarz