Barcelona, Hiszpania
Na pierwszy wyjazd zagraniczny w tym roku wybraliśmy się na walentynkowy city break do Barcelony. Od dawna mieliśmy to miasto na swojej liści miejsc do odwiedzenia, ale zawsze pojawiały się jakieś inne opcje, na które się decydowaliśmy. Tym razem obyło się bez wymówek i kupiliśmy bilety bardzo spontanicznie, na kilka dni przed wylotem. Skorzystaliśmy z bardzo wygodnych połączeń weekendowych z Krakowa do Girony oferowanych przez Ryanair. Wylot mieliśmy w sobotę rano i już przed południem chodziliśmy po centrum Barcelony.
Plan na Barcelonę był taki, żeby trochę pozwiedzać, odpocząć i spróbować lokalnej kuchni. Nie spinaliśmy się, żeby odwiedzić każdą atrakcję i wejść do każdego muzeum. Podobnie, jak w każdym innym mieście, które odwiedzamy, bo zwyczajnie miasta nie są tym, co najbardziej nas jara podczas podróży.
W sobotę połaziliśmy trochę po centrum, przeszliśmy się główną ulicą w mieście - La Rambla, a po południu ruszyliśmy w stronę symbolu i największej atrakcji turystycznej Barcelony - Sagrada Familia. Sagrada Familia to secesyjna bazylika zaprojektowana przez słynnego projektanta - Antoniego Gaudiego. Budowa rozpoczęła się w 1882 roku i do tej pory nie została ukończona. Mówi się, że planowana data zakończenia budowy to rok 2026, w 100 rocznicę śmierci Gaudiego, ale widząc, ile jeszcze pracy przed nimi, szczerze wątpię, żeby był to realny termin. Kościół, mimo wciąż postępujących prac, robi ogromne wrażenie i z pewnością zasługuje na miano symbolu miasta.
Niedzielę zaczęliśmy od pysznego śniadania w lokalnej knajpce na rogu, których w Barcelonie jest multum. Następnie ruszyliśmy w stronę wzgórza Montjuic. Przeszliśmy przez kompleks fontann La Font Magica (które ze względu na covid były wyłączone) i doszliśmy do pałacu Palau Nacional, gdzie znajduje się Narodowe Muzeum Sztuki Katalońskiej. Wejście do muzeum sobie darowaliśmy, podobnie jak dalszą wspinaczkę na szczyt wzgórza i zeszliśmy w stronę portu. Spacerując promenadą doszliśmy do słynnej plaży La Barceloneta. Po krótkim chillu i piwku na plaży ruszyliśmy w stronę dzielnicy gotyckiej Barri Gotic. W Barcelonie w tym czasie odbywał się Festival the Santa Eulalia. Przez centrum miasta przechodziły kolorowe i bardzo głośne parady, były bębny, dziwne stwory i efekty pirotechniczne.
Poniedziałek w końcu przywitał nas słońcem i mieliśmy na ten dzień sporo planów. Po śniadaniu, standardowo, w jednej z lokalnych knajpek, ruszyliśmy w stronę Casa Batllo i Casa Mila. Są to dwa budynki mieszkalne zaprojektowane przez Gaudiego i trzeba przyznać, że wyglądają dość abstrakcyjnie.
Następnie wróciliśmy pod kościół Sagrada Familia, gdzie zrobiliśmy sesję zdjęciową, a następnie autobusem ruszyliśmy w stronę Park Guell. Park ten również został zaprojektowany przez Gaudiego i również zrobił na nas spore wrażenie. Spacerowaliśmy po parku kilka godzin, naprawdę jest tam co zwiedzać.
Późnym popołudniem ruszyliśmy autobusem z powrotem do centrum, na plażę Barceloneta. Pogoda była bardzo przyjemna i zostaliśmy na plaży niemal do zachodu słońca. Tego dnia wypadały walentynki, więc zabrałem Martę na kolację walentynkową do fajnej restauracji przy promenadzie. Zjedliśmy chyba najlepszą paellę ever, do tego dzbanek sangrii i fajna obsługa sprawiły, że był to bardzo udany wieczór.
Wtorek to dzień powrotu do Polski. Autobus na lotnisko mieliśmy dopiero o 13:30, więc wybraliśmy się jeszcze rano na targ La Boqueria, poszwendaliśmy się po Barri Gotic, a następnie ruszyliśmy w stronę parku Ciutadella i łuku triumfalnego. Stamtąd mieliśmy już tylko kilka minut do dworca. O 13:30 pożegnaliśmy się z Barceloną i ruszyliśmy do Girony na samolot powrotny do Krakowa.
W Barcelonie spędziliśmy 3 pełne dni i myślę, że jest to optymalny czas na zwiedzenie miasta. Oczywiście pod warunkiem, że nie interesują Cię muzea, galerie, teatry itp. Nas takie rzeczy nie jarają, więc 3 dni w zupełności nam wystarczyły.
Czytaj dalej: Jordania |
Wróć do: Malta |
Komentarze
Prześlij komentarz