No i dolecieliśmy w końcu do punktu docelowego, krainy ropą płynącej, Fort McMurray. Widok z okna samolotu był niezwykle przygnębiający: zero zieleni, zamarznięte jeziora, szaro, buro i ... . Gdy wysiedliśmy z samolotu humor trochę się poprawił, bo Fort przywitał nas temperaturą ok 8
oC, co było dla nas małym zaskoczeniem, gdyż spodziewaliśmy się mrozu. Na pogodę więc nie mogliśmy narzekać. Teraz trzeba było dostać się jakoś do centrum. Z lotniska do "downtown" dzieliło nas ok 15 km, a jedynym środkiem transportu była taxi.
Przyjemność taka kosztowała jednak 50 dolców, zacząłem więc pytać ludzi czy jest jakaś inna opcja, żeby dostać się do centrum. Pytając pewną panią, usłyszał mnie starszy pan i zapytał, gdzie chcę jechać, po czym sam zaoferował, że podwiezie całą naszą trójkę za free. Od samego początku mieliśmy więc farta. Po ok 30 min dotarliśmy pod dom couchsurferów, u których mieliśmy spędzić następne kilka dni. Nie zastaliśmy ich jednak w domu, więc zostawiliśmy bagaże u sąsiada, a ten podwiózł nas do centrum. Później mieliśmy jeszcze kilka razy sporo szczęścia, połączonego z niezwykłą uprzejmością ludzi. Poznaliśmy też w końcu Pawła i Kasię, z którymi nawiązaliśmy kontakt na długo przed przyjazdem. Są to niezwykle mili i pomocni ludzie, z którymi z pewnością nawiążemy dłuższą znajomość. Wieczorem wróciliśmy do domu naszych hostów, Helen i Barry'ego, starszego małżeństwa, którzy bardzo miło nas przywitali i pokazali nasze lokum. Okazało się, że mamy do dyspozycji całą piwnicę, świetnie urządzoną, składającą się z 2 pokoi, łazienki i pralni. Wieczór upłynął na wspólnej rozmowie i poznawaniu się. Pierwszy dzień minął więc bardzo przyjemnie.
|
Tak właśnie wygląda downtown :D |
Następnego dnia rano pojechaliśmy do downtown na zakupy i zaczęliśmy rozglądać się za własnym mieszkaniem. Rzeczywistość okazała się jednak mniej kolorowa niż przypuszczaliśmy. Miasto okazało się bardzo drogie i za mieszkanie będziemy musieli zapłacić bagatela.. ponad 6000 zł/mc. Trochę nas to zdołowało i uśmiech chwilowo zniknął z naszych twarzy. Wieczorem humor nam się jednak poprawił, gdy Barry zszedł do nas i powiedział, że polubili nas i mogą nam zaufać na tyle, że możemy u nich zostać przez 2 tygodnie.
Mało tego, możemy zostać pomimo tego, że w następnym tygodniu wyjeżdżają i będziemy mieć cały dom dla siebie. Dodatkowo Helen i Barry dali nam do dyspozycji vana, którym możemy wozić się do woli, gdyż oni go nie używają. Wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce?
Jest to wiadomość o tyle istotna, że możemy bardziej skoncentrować się na poszukiwaniu pracy, oczywiście nie ustając w poszukiwaniu własnego lokum oraz samochodu.
Kolejny dzień poświęciliśmy więc w całości na poszukiwanie pracy. Poznajemy co raz lepiej miasto, nawiązujemy coraz to nowe kontakty i jest jakieś światełko w tunelu. Żeby nie było jednak tak kolorowo to powiem, że przed chwilą zaczął padać śnieg.
Czyżby to powrót zimy? Tutaj wszystkiego można się spodziewać..
Powodzenia w szukaniu pracy! =]
OdpowiedzUsuń