Filipiny cz.2
Druga część tripa po Filipinach to wspólna podróż ze znajomymi Alicji, którzy przylecieli w tym czasie do Manili na ślub koleżanki. Wraz z Gosią, Christianem, Agnieszką i Elizą odwiedziliśmy tarasy ryżowe w północnej częśći wyspy Luzon oraz wyspę Palawan.
Po powrocie do Manili musieliśmy
przejechać niemal całe miasto, aby dostać się na miejsce, z którego
zaplanowany mieliśmy wyjazd na tarasy ryżowe. Zajęło nam to ponad 2
godziny ale w końcu się udało. Podróżowanie po Manili nie jest wcale
takie proste i bez GPSa nie ma co wybierać się w miasto. Na miejscu
spotkaliśmy się z naszymi znajomymi i ok 22:00 wyruszyliśmy na
zorganizowaną wycieczkę Sagada Tour na tarasy ryżowe. Wycieczka trwała 3
dni i obejmowała takie atrakcje jak: tarasy ryżowe w Banaue, miasteczko
Sagada, Sumaguing Caves czy Hanging Coffins. Generalnie pomysł z
wykupieniem zorganizowanej wycieczki był bardzo nietrafiony. Możnaby
zrobić to dużo mniejszym kosztem samodzielnie, a jeszcze lepiej byłoby w
ogóle tam nie jechać. Poza jednym widokiem na tarasy ryżowe i
jaskiniami Sumaguing nie było tam nic ciekawego. Dodatkowo było zimno i
często padało, więc nie mogłem się doczekać jak wrócimy na południe i
polecimy na Palawan.
Po powrocie do Manili zatrzymaliśmy się w tym samym
hotelu co poprzednio, aby mieć blisko na lotnisko, gdyż następnego dnia
rano mieliśmy samolot na Palawan. Po 1,5h lotu wylądowaliśmy w Puerto
Princesa a następnie złapaliśmy busa do Sabang. Sabang to małe
miasteczko w okolicy słynnej Underground River – znajdującej się na
liście UNESCO jednej z głównych agrakcji Filipin. Gdy tylko dotarliśmy
na Sabang Beach znów poczułem się jak w raju. Kilka dni wystarczyło,
żeby zatęsknić za pięknymi plażami i upalnym słońcem. Sabang Beach
zrobiła na nas duże wrażenie, ze względu na panujący tam spokój, małą
liczbę turystów, dobre jedzenie i niskie ceny. Nie muszę wspominać o
widokach, które było przepiękne zarówno tu jak i w El Nido. Wieczór
spędziliśmy na loży w jednym z barów. Mimo, że byliśmy na Filipinach w
środku sezonu, bary świeciły pustkami. Siedzieliśmy więc sobie na
wygodnej loży przy samej plaży, zupełnie sami, z wielką flachą rumu i
było bardzo wesoło.
Następnego dnia rano wybraliśmy się na Undergroud
River. W pierwszą stronę udaliśmy się lądem, przez Monkey Trail, szlak
prowadzący przez dżunglę. Mieliśmy zobaczyć małpy, ale nie było ich za
wiele. Dopiero na końcu szlaku, zobaczyliśmy duże stado małp a także dwa
warany, co bardzo mnie zaskoczyło. Pierwszy raz widziałem na żywo te
wielkie jaszczurki. Rejs po podziemnej rzece, pomimo mieszanych opinii w
internecie, zrobił na mnie bardzo duże wrażenie i zdecydowanie polecam
fanom geologii. Jednym uchem słuchając głosu narratora, drugim
nasłuchując dzwięków nietoperzy i kropli wody spadających z sufitu,
płynęliśmy w głąb jaskini pogrążonej w totalnej ciemności. Jedynym
światłem była latarka kierowcy naszej łódki oraz łódek przepływających
obok nas. Uświadamiając sobie, jak odbywają się procesy tworzenia
formacji skalnych w jaskiniach, które trwają miliony lat, zdajesz sobie
sprawę, jak krótki jest epizod człowieka na ziemi. Co podobało mi się na
tej wycieczce, to fakt, że filipińczycy naprawdę starają się zachować
Underground River w stanie nietkniętym, pomimo masowej turystyki, jak
tam się odbywa.
Po powrocie z rejsu złapaliśmy wieczorny autobus do
El Nido. Zamin wyjechaliśmy mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc
poszliśmy na masaż na plaży. Zrelaksowani ruszyliśmy w sześciogodzinną
podróż na sam koniec wyspy Palawan, do El Nido, gdzie zatrzymaliśmy się
na 6 dni.
El Nido słynie głównie z Island Hopping, czyli
całodniowych rejsach po okolicznych wyspach. Widoki są przepiękne i nie
bez powodu El Nido uchodzi za jedno z najpiękniejszych miejsc na
Filipinach. My Island Hopping zostawiliśmy sobie na kolejne dni,
pierwszego udaliśmy się natomiast na popularną plażę Las Cabanas. Plaża
zrobiła na nas bardzo duże wrażenie i wracaliśmy tam jeszcze
kilkakrotnie.
Drugiego dnia wybraliśmy się na pierwszy Island Hopping. Do wyboru są
cztery wycieczki, A, B, C i D, zabierające turystów na różne wyspy.
Każda na coś ciekawego do zaoferowania, jednak najlepsze są wycieczki A i
C. Na te również i my się zdecydowaliśmy. Na Filipinach bardzo ważna
jest umiejętność negocjacji. Ceny, które oferują biura i pośrednicy są
zawyżone i łatwo można je stargować przynajmniej o kilkaset peso. Tego
dnia wybraliśmy się na Island Hopping Tour A. Każda wycieczka zabiera
turystów w 5 różnych miejsc. Tour A ma w ofercie Big Lagoon, Small
Lagoon, Simizu Island, Secret Lagoon and 7 Commandos Beach. Widoki były
przepiękne, a szczególnie spodobały nam się Small Lagoon i Big Lagoon.
Potężne skały wyrastające pionowo z poziomu morza to niecodzienny i
bardzo egzotyczny widok. Dzień był bardzo intensywny, a jakby tego było
mało, wieczorem wybraliśmy się z Alicją ponownie na Las Cabanas na
walentynkową kolację. Bez wątpienia był to najlepszy dzień podczas
całego tripa.
Trzeciego dnia pobytu w El Nido wypożyczyliśmy
ponownie skuter i wybraliśmy się na Nacpan Beach. Był to kolejny dzień
pełen wrażeń, z pięknymi widokami i beztroskim chillem na plaży.
Kolejnego dnia wybraliśmy się na Island Hopping Tour C. Tego dnia pogoda
nie była już jednak tak idealna, niebo było zachmurzone i pomentami
nawet padało. Ponadto zaczęliśmy się już przyzwyczajać do tych pięknych
widoków i nie zrobiły już na nas takiego wrażenia, jak pierwszego dnia.
Mimo to rejs był bardzo fajny, trochę inny niż Tour A, więc bynajmniej
nie czuliśmy się znudzeni.
Następnego dnia mieliśmy dylemat co robić. Znajomi tego dnia wracali już
do Manili, Ala i ja mieliśmy jeszcze jeden dzień do zagospodarowania.
Myśleliśmy o kolejnym Island Hopping, jednak było już tego za dużo i po
prostu nam się nie chciało. Wypożyczyliśmy więc ponownie skuter i
pojechaliśmy zwiedzać okoliczne plaże. Niestety nie znaleźliśmy nic
ciekawego, wróciliśmy więc po raz kolejny na Las Cabanas. Przeszliśmy
dość daleko wybrzeżem, mijając kilka dzikich plaż. Widoki wciąż robiły
na nas wrażenie, jest tam po prostu zbyt ładnie.
Niestety kończyła się już nasza przygoda na
Filipinach. Następnego dnia przejechaliśmy z powrotem do Puerto Princesa
gdzie zatrzymaliśmy się na ostatnią noc. Pospacerowaliśmy jeszcze
wieczorem po mieście, jednak nie ma ono zbyt wiele do zaoferowania. Rano
mieliśmy lot powrotny do Manili, a wieczorem do domu, ja do Australii,
Alicja ze znajomymi do Polski, z jednodniowym postojem w Dubaju.
Podsumowując, Filipiny to świetna destynacja na
wakacje. Kraj jest różnorodny, tani i wszyscy mowią po angielsku, więc z
łatwością się dogadamy. Warto jechać tam na początku roku, kiedy klimat
jest bardziej łagodny, nie jest tak gorąco i wilgotno. Pierwszy kraj
azjatycki już za nami, teraz z niecierpliwością czekamy na kolejne.
Komentarze
Prześlij komentarz